Opowiadanie

Opowiadanie „Furteca” – rozdział 5

– Ha, używam teraz kuli ognia – wrzasnęła Pieszczocha uderzając pięścią w blat stołu.

– Nie możesz tego zrobić, nie masz już punktów many – wtrącił Marti.


– Jak to nie mam. Dobra, to kto może zaatakować tego smoka jeszcze? Lenka ma ten atak z trucizna?

– Lenka wcześniej wpadła do wulkanu – dodał Marti. Siedząc obok niego dziewczyna pokiwała potwierdzająco głową.

– Ok, to punkt ruchu zużywam na skok za nią do wulkanu.

– Zostawiłaś Orla samego ze smokiem.

– Poradzi sobie.

Po chwili rozległ się dźwięk rzucanych kości.

– Umarł.

– Kurde. Nie cierpię tej gry.

– Po co skakałaś do tego wulkanu? – Zapytała Lenka po chwili. – Już i tak byłam martwa do końca tury.

– A co jeśli bym cię uratowała i poleciała na górę, by potem walczyć ze smokiem?

– Nawet nie ma takich zasad w tej grze – Marti podrapał się po głowie.

– Trochę więcej wyobraźni. – Pieszczocha zrobiła kwaśną minę z udawanym oburzeniem. – To skoro wszyscy zginęliśmy, to możemy teraz porobić coś innego.  Kurczę, szkoda, że Antro nie mógł dzisiaj wpaść.

– Niestety jest mocno zabiegany – powiedział Orzeł, który do tej pory nie mówił zbyt wiele.

– Tak, bierze za dużo na siebie – dodała Lenka.

Znajomi siedzieli w pokoju Orla, gdzie spotkali się, by wspólnie spędzić popołudnie. Szczególnie lubiła przychodzić tutaj Lenka, ponieważ Orzeł miał zawsze coś ciekawego do pokazania, jeśli chodzi o kwestie muzyczne – posiadał ogromną kolekcję płyt i bez żadnego skrępowania puszczał głośno muzykę. Żartowano, że być może przeszkadza to sąsiadom, ale złowrogo brzmiące teksty agresywnych utworów sprawiały, że ci raczej unikali bezpośredniej konfrontacji z Orłem. Mimo że sam w sobie był niezwykle pogodną i spokojną osobą.

Tego popołudnia Antro nie mógł przyjść do przyjaciół, ponieważ znów został przytłoczony nadmiarem obowiązków. Stan lisa mocno martwił resztę zespołu, ponieważ bali się, że chłopak w końcu kompletnie się wypali. Nie da się ukryć że sytuacja nie była łatwa. Poza graniem w kapeli, jej członkowie musieli dbać o życie rodzinne czy zawodowe. Każdy z nich utrzymywał się sam, więc dochodziły do tego prace domowe i ogarnianie podstawowych czynności. Antro znany był z tego, że nigdy nie odmawiał pomocy i chętnie angażował się w nowe projekty, co miało niestety i złe strony. W końcu brakowało mu czasu i siły. Nie był jednak osobą, która otwarcie skarżyła się na zmęczenie i narzekała w towarzystwie. Nie zmieniało to jednak faktu, że ci, którzy byli z nim bliżej, doskonale zdawali sobie sprawę, że ich przyjaciel jest zmęczony.

Pieszczocha z Orłem podeszli do półki wypełnionej płytami. Wspólnie wybrali jedną z nich i włożyli ją do odtwarzacza. W pokoju rozległa się głośna muzyka.

– O tak! – Wilczyca natychmiast zaczęła machać głową, a jej ognistoczerwone włosy wirowały dookoła. Ona, jak i jej orli przyjaciel nie krępowali się na koncertach i zawsze skakali pod sceną, wykrzykując głośno teksty utworów.

W pewnym momencie rozległ się dzwonek telefonu. Marti szybko dotknął kieszeni spodni, w której znajdował się jego smartfon. Wstał, kiwnął głową, informując tym, że musi opuścić pomieszczenie, po czym wyszedł. Zanim zniknął reszcie z oczu słychać było, jak mówi lekko zdenerwowanym głosem „słucham?”.

Pieszczocha mimo wczuwania się w muzykę, zauważyła kątem oka, że Marti dość szybko wyszedł i wydawał się zaniepokojony. To przypomniało jej o ich niedawnej rozmowie, w której opowiadał o swojej sytuacji rodzinnej. Domyślała się, że prawdopodobnie dzwonił do niego jego brat, który nie miał ostatnio zbyt wiele szczęścia. Z chwilowego zamyślenia wyrwał ją Orzeł, który swoim skakaniem w rytm muzyki rozbawił wilczycę.

Mniej więcej w połowie kolejnego utworu Marti wrócił do pokoju i oznajmił przyjaciołom, że musi się zbierać, ponieważ – jak uznał – coś mu wypadło. Nie wdawał się w szczegóły, a nikt też nie naciskał, by ten opowiadał o swoich prywatnych sprawach. Obie strony wiedziały, że choć mogą mówić reszcie o dosłownie wszystkim, to nie muszą tego robić, jeśli nie będą czuły takiej potrzeby.

Po wyjściu Martiego pozostała trójka poczuła, że atmosfera zrobiła się nieco smutna. Pieszczocha usiadła na kanapie, po czym spojrzała na sufit i westchnęła.

– Ostatnio wszyscy są zajęci, albo mają jakieś problemy, z którymi nawet nie da się nic zrobić – powiedziała.

– Takie jest życie.

– I pomyśl Orzełku, co by było gdybyśmy, jak wielu innych, mieli teraz rodziny i dzieci. Już w ogóle nie mielibyśmy czasu na cokolwiek. – Pieszczocha pochyliła się teraz tak, że oparła ręce o kolana. – Choć moi rodzice cały czas zrzędzą, że powinnam się ogarnąć, bo za parę lat będę mieć trzydziestkę na karku.

– Skąd ja to znam… – westchnęła Lenka.

– Co nie? A my robimy na przekór i zostajemy gwiazdami. – Wilczyca zaśmiała się, po czym dość szybko ucichła. – Wiecie, martwię się o Martiego. I o Antro. Ledwo co Koyot zrezygnował z naszego zespołu. A co jeśli reszta też odejdzie? Jeszcze nawet nie zaczęliśmy realizować tego wielkiego muzycznego marzenia.

– Rozumiem twoje obawy. Sama chciałabym, by się udało i Furteca jest dla mnie bardzo ważna, ale jeśli ktoś z nich zdecyduje się, że odejście z zespołu będzie dla niego najlepszą drogą, to nic nie będziemy mogli z tym zrobić.

– Gdyby nam się udało, to może byśmy nie tylko dobrze się bawili, ale też zarobili. A wtedy część problemów by zniknęła. No i Orzeł mógłby założyć własną pijalnię czekolady.

– Aj przestań – Orzeł zaśmiał się nieśmiało. –  To były tylko takie żarty.

– Wiem, że tego chcesz.

– Grupa bliskich przyjaciół i gra w zespole zupełnie mi wystarczą. Tak naprawdę to wystarczyłaby mi po prostu grupa przyjaciół. Aż tak na sławie mi nie zależy, choć jeśli nam się uda i coś z tego wyjdzie, to będzie to miły dodatek.

– Podoba mi się wasze podejście – powiedziała Pieszczocha, ponieważ wiedziała, że z podobnym myśleniem Lenka zdecydowała się na grę w zespole. – Cieszę się, że patrzycie przede wszystkim na nasze relacje. Nie chciałabym grać z jakimiś randomami. Pewnie inne osoby by ze mną nie wytrzymały.

– Jak ja cię zaraz palnę…

Wilczyca wystawiła język do Orła, po czym wstała i oznajmiła, że jest głodna. Okazało się, że w domu jej przyjaciela nie było za wiele treściwych posiłków, ponieważ w kuchni można było znaleźć jedynie chleb i kilka tabliczek czekolady. Brzuch Pieszczochy zaburczał srogo, po czym wszyscy zgromadzeni stwierdzili, że chyba najwyższy czas pójść do sklepu.

* * *

Promienie popołudniowego słońca delikatnie ogrzewały im twarze, gdy szli spokojnym krokiem przez miasto. Pomimo tego, że po jednej stronie chodnika znajdowała się ruchliwa ulica, wciąż było słychać śpiew ptaków, które przesiadywały w gałęziach drzew zasadzonych w równych odstępach pod blokami mieszkańców.

– Wiesz Orzełku… zastanawiałam się czy umiesz z nimi rozmawiać. W końcu jesteście ptakami, co nie? Wiesz o czym śpiewają? Czy umiesz im przekazać jakiś komunikat? – zapytała Pieszczocha spoglądając na jedną z gałęzi.

– Oczywiście, że umiem. Sama posłuchaj.

Orzeł teatralnie nabrał powietrza do płuc, po czym wstrzymał je przez chwilę i udając, że za moment wrzaśnie bardzo głośno wydał z siebie ciche „ćwir”.

– Jeju. – Wilczyca zaśmiała się i sturchnęła go w żebra. – Serio pytałam. O czym takie ptaki cały czas śpiewają? To jakieś ballady miłosne, by zwabić urocze panienki? Coś jak nasze utwory, które lecą w radio i telewizji?

– Nie mam pojęcia, o czym śpiewają. A Ty rozumiesz wycie dzikich wilków? Mamy wspólnych przodków, ale to nie oznacza, że wszystkie ptaki się rozumieją. My zeszliśmy z drzew w pewnym momencie, one zostały – Orzeł uśmiechnął się.

– Czaję. Ciekawe co myślał mój daleki przodek, gdy uznał, że nie będzie już mieszkał w lesie, ale wyjdzie do cywilizacji, zbuduje dom i zacznie płacić podatki.

Orzeł roześmiał się.

– Z drugiej strony dzięki przodkom teraz, jako mieszane gatunkowo społeczeństwo, żyjemy w zgodzie, a nie polujemy na siebie, jak dzikie zwierzęta.

– Racja, racja – mruknęła Pieszczocha, po czym nagle jej wyraz twarzy zmienił się, co oznaczało, że naszła ją jakaś myśl. – Niektóre ptakowate gatunki straciły swoje pierwotne skrzydła na rzecz rąk… wyobraźcie sobie, że tracimy naszą sierść albo ogony. Brzmi jak jakiś koszmar – wilczyca złapała w dłonie swój puszysty dwukolorowy ogon i zaczęła gładzić go z wielką czułością.

– A wyobraź sobie coś, co mogłoby być nawet gorsze,. – Lenka odezwała się nagle. Do tej pory jedynie przysłuchiwała się rozmowie. – Pomyśl, jak wyglądałby świat, gdyby tylko jeden z gatunków rozwinął się na tyle, by wyjść z lasu i zacząć budować miasta.

– Nie chciałabym żyć w takim świecie. Brzmi jak skrajna nuda. Do tego wydaje się to niesprawiedliwe. Że niby co, reszta gatunków miałaby służyć temu rozwiniętemu? Jakby były jakieś gorsze? Pfff.

– Na szczęście takie rzeczy dzieją się tylko w książkach fantasy – zaśmiał się Orzeł. – Nie musisz się o to martwić. Jeszcze nasza rzeczywistość aż tak nie stanęła na głowie.

Przez parę minut szli w ciszy. Wszyscy wiedzieli, że o ile w obecnym społeczeństwie żaden gatunek nie dominuje nad resztą, tak wciąż jest dużo problemów z dyskryminacją. Starsze pokolenia lub skrajni tradycjonaliści żyją też krzywdzącymi stereotypami lub przesądami o niektórych rasach.

Tak się akurat złożyło, że zespół był naprawdę wyjątkowy, ponieważ nie tylko był prawdziwą międzygatunkową mieszanką, to połączył osoby, które dość mocno uciekały przed tym, co chciano im narzucić. Mimo że grupka przyjaciół wiedziała o sobie dużo, nie mieli na ten moment pojęcia, że jeszcze nie raz zaskoczą się, że łamią tradycyjne podejście bardziej, niż się spodziewają.

Trójka mocno głodnych znajomych w końcu dotarła do znanego im baru. Nie była to żadna z ulubionych miejscówek, ale była znośna i stosunkowo tania. Zdecydowali więc, że się tam zatrzymają.

Był bardzo klimatyczny, choć może nieco za mocno obnosił się z tym, że oferuje ponad 20 rodzajów piwa i innych alkoholi. Oczywiście napoje tego typu nikogo tym razem nie interesowały. Wzrok Pieszczochy skierował się na duże menu, które wysiało na jednej ze ścian.

– Co zamawiacie? Myślę nad pizzą, choć mają też burgery, zapiekanki, frytki… – Wilczyca zaczęła czytać najciekawsze punkty z listy.

– Wszystko brzmi smacznie – przyznał Orzeł. – Ja skuszę się na bezmięsnego burgera.

– To dla mnie focaccia z czosnkiem i rozmarynem – powiedziała Lenka.

– Dobra. – Pieszczocha podeszła do młodej dziewczyny stającej przy kasie. Ta uśmiechnęła się do niej serdecznie. – Dzień dobry. Poprosimy bezmięsnego burgera… – zerknęła porozumiewawczo na Orła, ten kiwnął głową – Z ostrym sosem i dodatkowym serem. Do tego focaccia…

– Która wersja?

– Ta czosnkowa. A dla mnie średnia pizza z… – wilczyca jeszcze raz przejrzała ofertę. – Z pieczarkami może tym razem?

– Dobrze. Życzą sobie państwo jakieś napoje?

Przyjaciele zgodzili się, że wystarczy woda z cytryną. Być może brzmiało to, jakby stawiali na zdrowe i dietetyczne rozwiązanie, ale prawda była taka, że zwyczajnie nie opłacało się zamawiać niczego innego. Szklanka coli kosztowała tyle, co 2 litrowa butelka w sklepie. A członkowie zespołu wciąż żyli niczym za czasów studenckich. Choć nie każdy z nich musiał.

Orzeł uparł się ze zapłaci za wszystkich i zanim dał dojść do słowa swoim towarzyszkom, już zbliżał kartę do czytnika. Lenka posłała mu groźne spojrzenie, a Pieszczocha zaśmiała się głośno, po czym stwierdziła, że zawsze niezmiernie bawią ją ich ciągłe kłótnie o to, kto postawi komu obiad.

Jako że w lokalu nie było o tej porze zbyt wielu osób, zamówienia dotarły już dość szybko, więc przyjaciele nie zdążyli jeszcze umrzeć z głodu, choć brzuch wilczycy groźnie warczał co kilka chwil. Od smakowitych zapachów unoszących się z talerzy, do burczenia dołączyły odgłosy pustego żołądka Lenki, co mocno ją zmieszało i zawstydziło. Ponownie śmiech Pieszczochy wypełnił pomieszczenie.

Niedługo po tym wszyscy z uśmiechem na ustach zabrali się do jedzenia.