Opowiadanie

Opowiadanie „Furteca” – rozdział 4

– CO? Powiedz, że żartujesz – krzyknęła zaskoczona Pieszczocha.

Dziewczyna stała na środku garażu, tuż za nią widać było Antro, Martiego, Orła i Lenkę. Wilczyca wpatrywała się prosto w oczy Koyota, który chwilę wcześniej oznajmił znajomym dość szokującą informację.

– Jestem w stu procentach poważny. Proszę, byście mnie zrozumieli. Ostatnio w moim życiu naprawdę sporo się dzieje. Zwyczajnie nie daję rady pogodzić tego wszystkiego, tym bardziej, że na pewnych osobistych sprawach chcę skupić się dużo bardziej.

– No ale… nie zagraliśmy nawet pierwszego koncertu. Nie umiem sobie wyobrazić, że ciebie tam zabraknie. – Pieszczocha westchnęła i spojrzała na podłogę.

– Nikt nie powiedział, że nie wrócę w przyszłości – Koyot zaśmiał się. – Przeliczyłem swoje możliwości. Dwa zespoły i praca to zdecydowanie za dużo. Orzeł pewnie zauważył, że w ostatnim czasie byłem dość nieobecny myślami.

Orzeł, który stał nieco dalej, pokiwał głową. Wyglądał tak, jakby wiedział dużo więcej i był ze wszystkim oswojony. Informacja przekazana przez Koyota nieszczególnie go zdziwiła, co mocno kontrastowało z szokiem, jaki malował się na twarzach reszty zespołu.

– Podkreślam, że to nie jest wasza wina. Ani Furtecy. Dalej będziemy w kontakcie. – Koyot uśmiechnął się lekko, po czym poprawił wąsy dwoma palcami.

Pieszczocha stała chwilę w ciszy, po czym podniosła głowę i otworzyła usta tak, jakby chciała coś powiedzieć. Zaraz po tym poczuła na ramieniu dłoń Orła.

– Na spokojnie – powiedział zza jej pleców. – Wszystko rozumiemy. Prywatne życie też jest bardzo ważne. Jak już wszystko sobie poukładasz, to mam nadzieję, że znów spotkamy się na próbach.

– Oraz na naszym koncercie – wtrącił Antro. – Koniecznie musisz być na widowni. Będę szukał cię wzrokiem.

Koyot zaśmiał się i pokiwał głową. Atmosfera rozluźniła się, choć było czuć, że jedna z osób jest dość przybita. Oczywiście chodziło o Pieszczochę, która podchodziła do każdego z członków zespołu bardzo emocjonalnie. Od początku chciała, by wszyscy czuli się ze sobą zżyci i traktowali próby na poważnie, a zarazem dobrze się podczas nich bawili. Niestety łączenie dwóch zespołów, pracy i życia prywatnego okazało się zbyt przytłaczające. Nie dało się ukryć, że Koyot był w grupie w pewnym sensie gościnnie. To jednak Marudne Furaki były jego głównym muzycznym projektem, który rozpoczął kilka lat temu.

Po krótkiej rozmowie i pożegnaniu z każdym członkiem zespołu. Koyot zabrał swoje rzeczy z garażu i wyszedł. Nastał moment ciszy, po którym Pieszczocha podeszła do kanapy i upadła na nią bezwładnie. Westchnęła.

– Trochę kijowo – powiedziała patrząc się w sufit. – Niby się tego spodziewałam, ale i tak… kijowo.

– Nie jest tak źle. Zawsze możemy przerobić nasze utwory tak, by brak Koyota nie był aż tak mocno zauważalny. – Marti próbował ją pocieszyć. – Na szczęście nasze kawałki są takie, że klawisze nie są w nich dominujące – przerwał na chwilę. – No wiecie… nie chodzi mi o to, że Koyot nie był w nich potrzebny, ale po prostu…

– Tak, tak, rozumiemy co masz na myśli – wtrącił Orzeł. – Ale tak, trzeba iść dalej i robić swoje. Nic aż takiego się nie stało, ponieważ nikt nie odszedł z zespołu na stałe. Po prostu przez jakiś czas będziemy w nieco mniejszym składzie. Nie przejmujmy się na zapas.

Pieszczocha podniosła się i oparła ręce o kolana. Splotła palce po czym spojrzała na znajomych.

– Dobra. Macie racje. Przeżywam to, bo jesteście dla mnie ważni. Pamiętajcie o tym. Wierzę, że nasz zespół dojdzie do czegoś wielkiego i chciałabym, by każdy z członków czuł się potrzebny. Trudno mi wyobrazić sobie, że ktoś z was znika i musimy szukać innego zwierzaka na zastępstwo. Jakie w ogóle są plany na dziś?

– Pewnie dalsze ogarnianie spraw – powiedział lekko pytającym głosem Orzeł.

– Albo opowiecie nam, jak było na spotkaniu z twoją koleżanką – wtrącił Marti.

– Ja to jestem trochę głodny. – Antro mówiąc to przeczesywał chaotycznie rozwiane włosy. – Może skoczę po coś do pobliskiego sklepu? Nie ma co ćwiczyć na pusty żołądek.

– Dobry pomysł. – Pieszczocha kiwnęła głową, po czym dodała – Iść z tobą? Czy dasz sobie sam radę z zakupami dla nas wszystkich?

– Bez bólu. To tylko kawałek. Przecież też nie robimy zapasów na tydzień – zaśmiał się. – To co chcecie do jedzenia?

Pieszczocha, Orzeł i Marti wymienili parę produktów, na które akurat mieli ochotę.

– Lenka?

– Ja podziękuję. Mam że sobą coś do jedzenia. Starczy mi do obiadu.

Chwilę później Antro wyszedł z garażu i udał się w stronę sklepu.

Wilczyca starała się zachowywać zupełnie normalnie, choć tak naprawdę dusiła w sobie sprzeczne emocje. Wiedziała, że nie może okazywać słabości. Uchodziła za tą, która jest zawsze wesoła i kipi pozytywną energią. Zagryzła więc wargi i powiedziała sobie w myślach, że musi teraz jeszcze bardziej motywować swój zespół. A przynajmniej postarać się, by w grupie panowała dobra atmosfera.

– Póki Antro nie wróci można o czymś pogadać, a potem weźmiemy się za granie, dobra? Mówisz Marti, że chcesz posłuchać o mojej koleżance? – Pieszczocha powiedziała to lekko prześmiewczym tonem i szturchnęła jastrzębia łokciem. – Nie żeby coś, ale z tego co kojarzę to ona ma już kogoś ja oku.

Marti zaśmiał się.

– Przecież nie mówiłem o tym w takim kontekście!

Orzeł opatrzył na nich z uśmiechem, po czym odwrócił się w stronę Lenki.

– Co robisz?

– Chciałam jeszcze na szybko przejrzeć nuty i co nieco sobie przypomnieć. Ale nie przeszkadzajcie sobie. To fajnie, że możecie chwilę porozmawiać w luźnej atmosferze.

– Dobrze. Rozumiem.

Nagle wystraszył ich głośny głos Martiego.

– Przestań! Jesteś okrutna. Mówiłam, że nie o to mi chodziło.

– Dobra, dobra, ja już ciebie znam. Ale obiecuję, że poznam cię z innymi koleżankami. No… gdybym miała jakieś inne. Poza wami i Aną nie byłam z nikim szczególnie blisko. – Pieszczocha zamyśliła się.

– Myślę, że wszyscy mamy dość podobne doświadczenia w tym temacie – wtrącił Orzeł. – Dlatego tak doceniamy wzajemną obecność tutaj.

– Jeju, zrobiło się nagle tak poważnie… – Wilczyca przewróciła teatralnie oczami. – Ale tak na serio to masz racje. Dlatego przykro mi, że Koyot zrezygnował.

– Wiem, mi też. Ale na pewno damy sobie jakoś radę.

– Hmm, może to nawet i lepiej, że zrobił to teraz. Gdybyśmy wpierw koncertowali z nim, a potem by nagle zniknął, fani mogliby pytać o to, co się stało – dodał Martius.

– Ale my jeszcze nie mamy żadnych fan… – zaczął Orzeł. Pieszczocha złapała go nagle za ramię, przyciągnęła do siebie i wykonała gest drugą ręką, jakby chciała pokazać mu wyimaginowany tłum.

– Wyobraź to sobie. Tłumy osób przed sceną. Potem to konsternacja „dlaczego nie ma jednego członka zespołu?”. I te artykuły w gazetach. Oczywiście jeden napisałaby Ana. Albo dwa. Zależy na ile by się zgodziła. Czytelnicy lubią takie tematy. Dzięki temu więcej osób by się o nas dowiedziało, a potem…

– Czy ty jeszcze przed chwilą nie byłaś smutna z powodu odejścia Koyota? – Orzeł zerknął na nią unosząc jedną brew.

Pieszczocha zaśmiała się niezręcznie.

– Tak, ale co poradzę, że wizja tłumów, które czekają na nasz koncert tak strasznie mnie nakręca.

– Może po prostu jesteś stworzona do tego, by występować na scenie – powiedział Marti – Ale to akurat bardzo dobrze. Liderzy zespołów z taką energią przyciągają uwagę.

– Jest tylko jeden problem. Nie mogę hasać po scenie, bo podczas grania na perkusji jest to lekko uciążliwe.

– Na to też jest rozwiązanie. Do biegania po scenie mamy Antro – jastrząb uśmiechnął się.

– Skoro o nim mowa, to ciekawa jestem jak mu idą zakupy.

Przyjaciele rozmawiali jeszcze przez kilkanaście minut na dość luźne tematy, dzięki temu atmosfera była naprawdę sympatyczna. Pieszczocha czuła, że mętlik w głowie powoli przechodzi, przez co jej wybuchy radości były już w pełni naturalne, a nie nieco odgrywane, by podnieść na duchu resztę. Dziewczyna wiedziała, że jej bliscy mają wystarczająco problemów, by jeszcze zamartwiać się sprawami z zespołem. Wciąż rozmyślała o rozmowie z Martim, który opowiadał jej o problemach rodzinnych.

Nagle Orzeł delikatnie szturchał wilczycę ręką, a gdy ta spojrzała na niego pytająco, ten gestem głowy wskazał na siedzącą na kanapie Lenkę. Pieszczocha uśmiechnęła się pod nosem.

Dziewczyna podeszła do koleżanki, wyciągnęła dłoń w jej stronę i szybkim ruchem dotknęła jej nos palcem wskazującym.

– Pyk – Pieszczocha powiedziała to wystawiając lekko język.

– Ach, co? Antro już wrócił? Która jest godzina?

– Spałaś.

– Nie spałam. Tylko lekko przymknęłam oczy na chwilę…

– Spałaś. Znów zerwana noc? A przypadkiem Orzeł nie mówił ci, że masz więcej odpoczywać? – wilczyca oparła obie dłonie na kanapie tuż obok ramion Lenki. Wpatrywała się w jej oczy dość uważnie.

– Uh, czy mogłabyś tak na mnie nie patrzeć? Poza tym akurat tej nocy musiała dokończyć tamten utwór. Dalej nie pamiętam wszystkich momentów, a nie lubię grać bez wyuczenia się nut na pamięć.

– Jasne, jasne, zawsze się tak tłumaczysz.

Nagle rozległ się huk otwieranych drzwi. Do garażu wszedł Antro obładowany torbami z zakupami.

– Zgadnijcie kto wrócił – zawołał, a potem spojrzał na Pieszczochę pochyloną nad Lenką – Em, czy ja w czymś przeszkodziłem?

– Oczywiście, że nie. – Lenka odepchnęła wilczycę kładąc jej dłoń na pysku.

– Rozmawialiśmy sobie o zespole, byciu scenicznym zwierzakiem, tłumach naszych fanów, bieganiu po scenie – dodał Martius. – Takie tam codzienne pogaduchy.

– To mamy idealną okazję na szamkę. Akurat mieli świeżutkie pieczywo. Niektóre bułki są jeszcze ciepłe.

– Ooo, a mieli te rogaliki z nadzieniem, o które poprosiłam? – Pieszczocha podreptała prosto do Antro i zajrzała mu do torby.

– Tak, a dla ciebie wziąłem aż dwa – odparł z dumą.

– Dobry z ciebie lis, wiszę ci kawę z cynamonem.


Czytaj dalej

 ← poprzedni rozdział || następny rozdział  →