Opowiadanie

Opowiadanie „Furteca” – rozdział 10

Przez ostatnie noce Ana nie spała spokojnie. Wszystko to za sprawą stresu w pracy, który jedynie narastał z dnia na dzień. Przełożony nie ukrywał swojego niezadowolenia i dobitnie pokazywał, że dziewczyna musi starać się bardziej, nawet jeśli ta robiła tyle, ile mogła. Fakt, że w tego typu miejscach często panuje napięta atmosfera, nie był żadną nowością, jednak nawet osoby, które z pozoru miały stalowe nerwy, posiadały jakieś granice.


Ana usiadła przy stoliku w kuchni i przeczesała dłonią włosy. Była zmęczona. Niedawno wróciły do niej dawne koszmary, w których widziała swoich rodziców. Byli tacy realni, uśmiechnięci i pełni życia. Choć oficjalna wersja zdarzeń mówiła, że jej matka i ojciec nie żyją, dziewczyna nie była tego taka pewna. Gdy poinformowano ją, że została sierotą, nie przyjęła do wiadomości, że najbliższe jej osoby tak po prostu umarły. Przyrzekła sobie, że pozna prawdę, choćby miałaby jej szukać przez resztę swojego życia. Wtedy otoczenie twierdziło, że dziecko dorobiło sobie nową wersję zdarzeń, by jakkolwiek poradzić sobie z traumą. Wizja, że rodzice jednak gdzieś są, nawet jeśli porzucili ją i uciekli – była lepsza niż pogodzenie się z ich przedwczesną śmiercią. Z drugiej strony Ana rozumiała też dziadków czy wujostwo, którzy to mogli uznać, że łatwiej będzie pogodzić się ze stratą, niż żyć z myślą, że osoby, które kochali, zostawiły dziecko na pastwę losu.
Śledztwo w tej sprawie nikogo nie obchodziło. Powód był bardzo prosty – brak jakichkolwiek śladów, że mogło się wtedy wydarzyć coś nielegalnego. Jeśli rodzice faktycznie wyjechali, w świetle prawa nie złamali przepisów. Byli dorośli i mogli zrobić ze swoim losem, co chcieli. Co innego działoby się, gdyby zostali porwani lub zmuszeni do wyjazdu, na co jednak nie było żadnych dowodów.

Ana szczerze wierzyła, że jej ojciec i matka nie byli osobami, które w pewnym momencie rzucają wszystko i zaczynają drugą młodość. Co prawda jej obraz mógł być zaburzony, bo były to wspomnienia zapisane oczami dziecka. Więc co jeśli faktycznie ktoś ich zastraszył i musieli rozstać się z dziećmi w pośpiechu i strachu? Może zostawili je, bo bali się, że jadąc z nimi narażą je na niebezpieczeństwo?

„Ich już nie ma, pogódź się z tym. Musisz żyć teraźniejszością” – takie słowa często padały z ust bliskich.

Czas mijał, więc trzeba było przyszykować się do pracy. Ana umiała zatuszować zmęczenie, więc za pomocą makijażu szybko ukryła podkrążone oczy. Ubrała się elegancko i z kamiennym wyrazem twarzy opuściła mieszkanie.

W czasie jazdy do biura, głowę dziewczyny zaprzątały przeróżne myśli. Zaczęła zastanawiać się na ile jest interesowna i zepsuta, że odświeżyła znajomość z Pieszczochą, głownie dla zysku i awansu w pracy. Z drugiej jednak strony mimo że takie były pierwsze pobudki, z czasem relacja z przyjaciółka ze studenckich lat, naprawdę zaczęła dawać jej radość.

– Cholera jasna! – wykrzyknęła Ana i z impetem wcisnęła hamulec. Jakiś inny kierowca wyjeżdżając z pobocznej drogi nie rozejrzał się i niemal doprowadził do wypadku.

„Wdech i wydech. Muszę się uspokoić” pomyślała.

Nie dało się ukryć, że dzień nie zapowiadał się dobrze. To, że szef będzie mieć pretensje o byle co, było praktycznie pewne. Trudno było jednak przewidzieć to, że już wkrótce pokłóci się z osobą bliską jej sercu.

Cała ekipa zebrała się w garażu, tak, jak było to ustalone poprzedniego dnia. Nie zabrali się jednak za granie: Orzeł nastawił wodę na kawę, Marti rozsiadł się wygodnie na krześle, a Pieszczocha energicznie wskoczyła na kanapę i zapytała:

– No, czas się przekonać, jak tam nasza popularność w internecie.

Siedząca obok Lenka przescrollowała palcem telefon i bez większych emocji zaczęła:

– Zawrotne 200 wyświetleń. I 14 komentarzy. Przy czym prawie połowa nie jest w ogóle na temat występu. Tutaj ktoś pisze, że po ich burgerze dostał ostrej sraczki.

– A co piszą o nas? – wtrącił Marti.

– „Świetna impreza”, „Nieźle grali”, „Ta ruda laska to niezła dupa”.

Lenka uniosła brew, a potem spojrzała na Pieszczochę, która tylko wzruszyła ramionami.

– To chyba nie podbiliśmy światowej sceny – powiedział Orzeł niosąc kubki z herbatą. – Ale zawsze jakiś początek. Warto też pamiętać, że nie minęła nawet doba. Strzelam, że te młodziaki, które były w barze, w dużej mierze dyskutowali na prywatnych czatach lub po prostu w innych miejscach.

– Też racja.

– Tak czy siak, mamy jakieś doświadczenie. Pierwsze koty za płoty czy coś. Każdy występ to mniejsza trema na kolejnym. – Po tych słowach Pieszczocha wstała, strzeliła palcami, po czym odeszła w kierunku perkusji. – I tak nie będziecie na razie pić tego wrzątku, więc może trochę pogramy?

Zagrali ledwo pierwszy utwór na rozgrzewkę, gdy Marti nagle dostał wiadomość, po której oznajmił:

– Przykro mi to mówić, ale będę musiał się zbierać. Coś mi wypadło. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko.

Usta Pieszczochy zadrżały, a na jej twarzy pojawił się widoczny grymas. Nie trzeba było się długo przyglądać, by zauważyć, że dziewczyna powoli traciła cierpliwość.

– Nie Marti, mamy coś przeciwko, bo ile można…

Jastrząb popatrzył na nią zmieszany, jakby kompletnie nie wiedział, o co jej chodzi.

– Od jakiegoś czasu wychodzisz z prób, czasem niedługo po tym, jak tylko przyszedłeś. Wychodzisz ze spotkań albo w ogóle się na nich nie pojawiasz. Nie mówisz o co chodzi. Tak, jasne, wiem, masz swoje sprawy i masz do tego prawo. Ale nie sądzisz, że to nie jest w porządku wobec nas? Gdy się z kimś umawiasz, to wypadałoby nie zmieniać co chwilę planów bez żadnego uzasadnienia.

Marti milczał przez chwilę. Widać było, że się nad czymś zastanawia. W końcu westchnął i powiedział:

– Nie sądziłem, że to tak wygląda w waszych oczach.

– Ostatnio naprawdę dziwnie się zachowujesz – wtrącił Orzeł. – Nie wiedzieliśmy, co mamy o tym myśleć.

– Możesz nam przecież zaufać. Jeśli coś się dzieje w rodzinie czy masz jakieś problemy w pracy, po prostu nam o tym powiedz. Przecież nikt nie będzie cię zmuszać do prób. Lepiej wcześniej powiedzieć, że nie możesz przyjść, niż wyjść w połowie i zostawić nas kompletnie zdezorientowanych. – Pieszczocha starała się zmienić ton tak, by zabrzmieć łagodnie, choć odczuwała w tym momencie sporą irytację.

– Macie racje, zachowałem się bardzo głupio. – Marti rozsiadł się na krześle tak, jakby porzucił plan na opuszczenie garażu. – W moim życiu dużo się ostatnio dzieje. Skupiam się na tym mocno i nawet nie pomyślałem o tym, że możecie czuć się przez to pokrzywdzeni.

– Jeśli potrzebujesz pomocy, to po prostu nam o tym powiedz.

– Nie, nic z tych rzeczy. – przerwał na chwilę, po czym dodał zmienionym tonem. – Ach, więc wy myśleliście, że coś się stało. To zupełnie nie o to chodzi.

Reszta zespołu popatrzyła na siebie. Wszyscy mieli minę, jakby już zupełnie nie wiedzieli, o co tutaj chodzi. Marti zaśmiał się nagle, co tylko spotęgowało panującą dezorientację.

– No więc o co chodzi? Co w losowych momentach było takie ważne, że musiałeś tak szybko opuszczać próby?

Twarz chłopaka rozpromieniła się i można było odczuć, że zaraz wyjawi coś, czym już dawno chciał podzielić się ze światem, ale nie było na to odpowiedniego momentu.

– Widzicie… umawiam się z kimś.

Pieszczocha chciała coś powiedzieć, ale rozchyliła jedynie usta. Marti kontynuował.

– Sami rozumiecie. Zakochanie i te sprawy. Straciłem głowę i zależało mi na spotkaniach z tą osobą. Najlepiej najczęściej, jak się dało. Stąd też, gdy tylko miała czas, byłem gotowy rzucić to, co akurat robiłem i do niej jechać. – Uśmiechał się i złapał dłonią za czoło. – Teraz widzę, jakie to było szczeniackie.

Orzeł, Lenka i Pieszczocha znów wymienili spojrzenia. Wszyscy zauważyli, że ich kolega po prostu chce się wygadać.

– Nie no, zakochani tacy już są. Taki tego urok – powiedział Orzeł. – Jeśli chcesz coś więcej nam opowiedzieć, to śmiało.

– Było mi głupio o tym wspominać, czułem się jak dorosły facet, który nagle stracił głowę i zachowuje się jak nastolatek. To też mój pierwszy poważny związek…

Wszyscy zebrani wiedzieli, że tematy sercowe są dla Martiego dość trudne i delikatne. Mimo że nie on jeden był singlem w zespole, to zdecydowanie najbardziej przeżywał fakt, że nie ma kogoś bliskiego. Nigdy wcześniej nie wspominał też, że ma na oku inną osobę, nie chwalił się randkami, a każdy żart na ten temat widocznie go stresował.

– Jeju, gościu, mogłeś nam już dawno powiedzieć, przecież byśmy cię nie wyśmiali z tego powodu. Może byśmy się nawet zapoznali z Twoją drugą połówką. Możesz ją tu nawet zaprosić, jeśli chcesz – Pieszczocha wyraźnie zmieszana, przeczesywała palcami włosy.

– Nie, to chyba za wcześnie, ale doceniam propozycję.

– Ta osoba w ogóle wie, że grasz w zespole?

– Tak.

– I wiedziała, że prosi o spotkania, podczas gdy ty masz próby z przyjaciółmi?

– Nie mówiłem jej o tym… bałem się, że wtedy nie będzie proponować, bo uzna, że się narzuca. – Marti przyglądał się teraz czubkom swoich butów. Siedział tak, jakby był skruszonym nastolatkiem, który tłumaczy się rodzicom.

– Nie jestem specem od związków, ale wydaje mi się, że powinieneś jej powiedzieć, że niektóre wieczory masz zajęte. Powinna to zrozumieć. A jeśli będzie robiła ci przez to problemy i oburzy się, że chcesz spędzać czas ze znajomymi, to źle świadczyć będzie jedynie o niej. – Pieszczocha podeszła do Martiego i położyła mu dłoń na ramieniu. – A jeśli o mnie chodzi, to nie ma problemu, byś któregoś dnia nie wpadał. Lepsze to niż spotkanie przerywane w najmniej spodziewanym momencie. Też nie będziemy się już martwić, że coś złego się z tobą dzieje. – Po tych słowach spojrzała na resztę zespołu i uśmiechnęła się. – Ale i tak jestem trochę wkurzona, bo pewnie byś to ukrywał jeszcze miesiącami.
Dziewczyna uderzyła go lekko pięścią w ramię, a ten roześmiał się.

Ostatecznie doszli do porozumienia, że jeszcze tym razem Marti pójdzie na umówione spotkanie i to może właśnie na nim wyjaśni, że musi nieco ograniczyć randki, a przynajmniej planować je z wyprzedzeniem, ponieważ chce zachowywać się fair w stosunku do przyjaciół. Ci byli ciekawi, kim jest tajemnicza osoba, z którą związał się ich znajomy, ale uznali, że na razie nie będą o to wypytywać, ponieważ Marti i bez tego był wystarczająco zawstydzony i zmieszany. Cieszyli się, że w ogóle wyjawił im prawdę.

Wieczorem dziewczyny zbierały instrumenty, poplątane kable, wijące się pod nogami oraz pozostałości po szybkim posiłku, który ekipa zamówiła, gdy nieco zgłodniała. Pieszczocha zagadywała co jakiś czas Lenkę o przyziemne sprawy, byleby przerwać niezręczną ciszę. W końcu wróciła do tematu Martiego.

– Dalej jestem w szoku, że ta cała tajemnica związana była z randkowaniem. Ale jest to na swój dziwny sposób urocze – powiedziała zwijając kabel od wzmacniacza. Gdy Lenka nie odezwała przez dłuższą chwilę, wilczyca kontynuowała. – Ach, związki. Kto by miał na to czas. Zawsze trzeba z czegoś rezygnować, by mieć chwilę dla partnera. Moja matka nie może przeboleć tego, że nikogo nie mam. Jej zdaniem znalezienie mężczyzny ubogaca kobietę i pozwala jej być bliżej spełnienia życiowego. A tu proszę, ja jestem samowystarczalna, Ana również realizuje się zawodowo, a jest singielką.

– Nie wiadomo, czy nie chciałaby z kimś być. Może ma kogoś na oku, a może spotyka się już z kimś, ale ci o tym nie mówiła – skomentowała Lenka bez patrzenia na swoją koleżankę. Wiele osób mogło uznawać to za niezainteresowanie rozmową, jednak Pieszczocha wiedziała, że jej towarzyszka już tak ma i próżno było czekać na kontakt wzrokowy.

– Szczerze mówiąc, to nawet coś podejrzewałam. Laska taka jak ona mogłaby mieć każdego, więc jeśli ktoś jej się podoba, to pewnie nie angażuje się aż tak, bo myśli o pracy. Mówię ci, ona zawsze była przesadnie ambitna, ale wiesz co? Myślę, że jest dobra w tym co robi. Jeszcze osiągnie sukces i będzie rozpoznawalną dziennikarką.

– Nie wątpię.

– Ale na razie musi wytrzymać w tym szmatławcu.

– Wierzysz w to, że jej plan o pisaniu o nas, jako wschodzącym zespole, ma jakiś sens?

– Szczerze?

Lenka kiwnęła głową.

– Nie. Wydaje mi się, że nic z tego nie będzie. To nie ten target. Jeśli mamy się wybić, to raczej w internecie i to nie przez jakiś lokalny dziennik. Musimy koncertować. To tu, to tam. Potem wbijać na mniejsze eventy, undergroundowe festiwale.

– Trochę przeraża mnie ta wizja, ale jest też ekscytująca.

Pieszczocha podeszła do koleżanki i położyła jej rękę na ramieniu.

– Myślę, że musimy więcej chodzić do różnych barów i pubów z muzyką, byś oswoiła się z tymi klimatami. Wiem, że nie zrobię z ciebie duszy towarzystwa, ale może jak się przyzwyczaisz, to występowanie będzie choć trochę mniej stresujące. Będziesz znała chociaż miejsca, w których grasz.

– Gdyby tylko o to chodziło. Choćbym grała na własnym podwórku, które znam od dawna, dalej bym się niewyobrażalnie stresowała.

– Nie chcę się bawić w psychologa, bo gówno się znam, ale słyszałam nie raz, że najbardziej przerażają sytuacje, których nie znamy. Teraz wydaje ci się, że każdy najmniejszy błąd zostanie wyłapany i wyśmiany, ale z czasem dojdzie do ciebie, że tu nie chodzi o bycie perfekcyjnym.

– Może.

– Ale serio. Muzyka dawałaby ci dużo więcej przyjemności, gdybyś nie patrzyła na nią jako coś, co trzeba wykonać idealnie, bo inaczej nie ma żadnego… Oj, sorry. – Pieszczocha przerwała po tym, jak usłyszała dzwonek telefonu. – Może Orzeł zostawił coś w garażu i chce, bym mu to przy okazji przekazała.
Okazało się jednak, że nie dzwonił ani on, ani Marti. Na wyświetlaczu pojawiło się imię jej przyjaciółki. Wilczyca nie ukrywała zdziwienia. Ana nie miała w zwyczaju dzwonić w losowych momentach, tym bardziej o późnej porze. Była świadoma, że takim połączeniem mogłaby przeszkodzić w próbie.

– To Ana. Ciekawe o czym chce gadać o tej porze. Słucham? No hej, co tam u ciebie?

Po chwili radosna mina na twarzy Pieszczochy zmieniła się w bliżej nieokreślony grymas. Wydawało się, że dziewczyna jest zaciekawiona, ale jednocześnie czuje pewną obawę.

– No co ty. Słyszę przecież… Nie. No i co z tego? Nie znam cię od wczoraj. Tak, jesteśmy tylko we dwie i miałyśmy i tak zaraz wychodzić.

Lenka stała bez słowa i jedynie przyglądała się reakcjom przyjaciółki. Żywiołowość mimiki Pieszczochy miała zalety, które jednocześnie były jej największymi wadami. Wiadomo było, że dziewczyna przeżywa masę emocji, ale jej reakcje bywały tak przerysowane, że trudno było określić, co dokładnie czuje.
Połączenie trwało jeszcze chwilę, a gdy zostało zakończone, wilczyca zwróciła się do Lenki.

– Trzeba się zbierać. Pojadę zaraz do Any, Oczywiście mówiła, że nie trzeba, ale wiesz jak to jest. Nie jestem głucha, by nie słyszeć, że coś się stało.

– Jasne, jedź. Ja zamknę garaż.

– Dzięki, słońce.

– Idź już, bo rzucę w ciebie brudnym kubkiem.

Pieszczocha dotarła pod mieszkanie Any najszybciej jak mogła. Wychodząc z autobusu uświadomiła sobie, że nigdy nie widziała, jak mieszka jej koleżanka. Od czasów studiów wiele się zmieniło, Anastasia już dawno nie była tą wkraczającą w dorosłość kumpelką z akademika. Osiągnęła wiele, to był fakt. Wynajmowała mieszkanie i miała własny samochód. Mogła pochwalić się stałą pracą, która była w dodatku zgodna z jej zainteresowaniami. A mimo to Pieszczocha poczuła ukłucie smutku, gdy uświadomiła sobie, że być może to wszystko jest tylko fasadą.
Zadzwoniła domofonem i po chwili usłyszała kroki za drzwiami. Ana otworzyła jej i szybko poszła w głąb mieszkania. Wilczyca, lekko zdezorientowana, zrzuciła szybko buty i podążyła za koleżanką.

– Dziękuję, że przyjechałaś, ale nie musiałaś, mówiłam, że wystarczy mi rozmowa przez telefon.

– A przestań. Słyszałam, że coś jest nie tak, to przyjechałam, przecież nic wielkiego się nie stało. – Po tych słowach Pieszczocha rozejrzała się dookoła. Było dość ciemno, z jakiegoś powodu Ana nie włączyła głównego oświetlenia. W rogu, na małym stoliku kawowym, stała mała lampka.

– Ładne mieszkanie. Bardzo eleganckie, w twoim stylu – Wilczyca próbowała delikatnie zacząć rozmowę, ale szybko zauważyła, że jej koleżanka siada ciężko w fotelu i skrywa twarz w dłoniach. Sekundy dzieliły ją od wylania emocji.

– Nakrzyczał na mnie. Powiedział, że mam się opanować i nie żyć przeszłością, bo zniszczę życie wszystkim w rodzinie.

– Ale kto tak powiedział?

– Mój brat. Zadzwoniłam do niego po pracy, śniłam o rodzicach, znowu, nie wiedziałam komu o tym powiedzieć. Brat chyba jest dobrym wyborem, prawda? W końcu to rodzina. Ale był bardzo zły.

– Może miał kiepski dzień, ktoś inny mógł go zdenerwować i tak wyszło, że przelał to na ciebie.

– Nie. On po prostu już ma dość. Pewnie ma mnie za wariatkę, jak wszyscy. Ale ja wiem, że to oni się mylą. Wiem, że sprawa moich rodziców nie jest taka prosta, jak mówią.

Pieszczocha mocno zdezorientowana podeszła do drugiego fotela i usiadła cicho, by nie przerywać koleżance. Nie wiedziała nawet, co może odpowiedzieć. Kojarzyła mniej więcej sytuację rodzinną koleżanki, ale nigdy nie wchodziła w to z butami. Uznała, że jeśli ta będzie chciała, to sama jej powie.

– Jestem kompletnie bezradna. Mimo że starałam się tyle lat, to nic nie mogę zrobić. Nic. – Ana zakryła twarz dłońmi i załkała.

– Pewnie już to zgłaszałaś do wielu służb, ale może warto spróbować w innym miejscu? Każda placówka się nieco różni, nie każda ma tak samo kompetentnych funkcjonariuszy…

– Nie. To nie chodzi o to. Nie da się wszcząć postępowania, gdy nic nie wskazuje na to, że wydarzyło się coś niewłaściwego. Oto właśnie tu chodzi, nie ma dowodów. Jest tylko moje przeczucie. – Dziewczyna pociągnęła nosem i sięgnęła do półki pod blatem stolika, gdzie znajdowała się paczka z chusteczkami. – Do tego rozgrzebywanie starych spraw, które wydarzyły się na tyle dawno, że część osób, które mogły coś wiedzieć, nie żyje.

Pieszczocha milczała.

– Każdy mówi „nie martw się, to przeszłość, żyj swoim życiem” – Ana kontynuowała łamiącym się głosem. – Ale wiesz co? To ciągle wraca. Czasem po miesiącu, czasem po połowie roku. Mogę się oszukiwać, że zapomniałam, skupiłam się na pracy, karierze, ale to zawsze wróci. Prędzej czy później.

– Próbowałaś rozmawiać o tym na terapii?

– Przecież nie o to tutaj chodzi. Tu nie chodzi o moje emocje nawet, ale o to, że to tajemnica, która nie została wyjaśniona. A ja nie chcę tego tak zostawić. To moi rodzice. Nawet jeśli faktycznie nie żyją… to powinni zostać pochowani z szacunkiem, a teraz nawet nie wiadomo, gdzie są. Co jeśli ich ciała leżą zakopane w jakimś lesie?
Dziewczyna rozpłakała się jeszcze mocniej, co sprawiło że Pieszczocha poczuła ukłucie smutku i bezsilności. Nie wiedziała co może zrobić. Nawet jeśli miała szczerą chęć, by pomóc koleżance, tak naprawdę nie wiele mogła zdziałać. Zdawała sobie sprawę, jak wiele zagadek sprzed lat nigdy nie doczeka się rozwiązania, a na świecie są setki rodzin, które mogą jedynie domyślać się, co stało się z ich bliskimi.

Wilczyca wstała i podeszła do Any, by ją objąć. Spodziewała się, że ta może ją odepchnąć, ale tego nie zrobiła. Była bierna. Pieszczocha czuła, że delikatne ciało koleżanki drży i wydaje się dziwnie obce. Jednocześnie było tak bezbronne, zupełnie inne niż postawa, jaką Ana reprezentuje w pracy, czy nawet poza nią.
Płacz trwał jeszcze kilka chwil, aż w końcu ucichł. Nie przerywały tej chwili, w mieszkaniu więc panowała zupełna cisza. Jedyne co dało się usłyszeć, to ruch uliczny za oknem, które i tak tłumiło większość dźwięków.

W pewnym momencie Pieszczocha poczuła, że mięsnie przyjaciółki rozluźniają się, a całe napięcie, które w sobie miała, puszcza.

„Zasnęła” – pomyślała wilczyca i delikatnie oparła Anę na fotelu. Być może nie było to idealne miejsce do spania, ale nie chciała jej budzić.

Przez chwilę zastanawiała się, co powinna teraz zrobić. Nie wiedziała, czy lepiej byłoby zostać w mieszkaniu i poczekać do rana, czy może po prostu wrócić do siebie. Przenocowanie mogłoby skończyć się niezręcznie, gdy rano Ana obudziłaby się i zauważyła, że nie tylko ktoś był świadkiem jej słabości zakończonej opadnięciem z sił, ale też prawdopodobnie patrzył na nią, gdy spała kompletnie nieogarnięta.

Plus był taki, że po wyjściu z mieszkania, nie trzeba było zamykać drzwi na zamek, ponieważ z zewnątrz i tak nie dało się ich otworzyć bez klucza.

Pieszczocha wyszła najciszej, jak potrafiła, nie zakładając nawet butów, które chwyciła jedynie w dłoń. Postanowiła, że obuwiem zajmie się już na zewnątrz, w razie gdyby towarzyszyły temu jakieś hałasy. Czy idąc tak na placach z glanami w ręce wyglądała jak uciekająca pod osłoną nocy kochanka? Może. Wolała taką wersję, niż to, że ktoś mógłby wziąć ją za złodziejkę i jeszcze zadzwonić na policję.


Czytaj dalej

 ← poprzedni rozdział || następny rozdział  →