Opowiadanie „Furteca” – rozdział 7
Pieszczocha i Ana wybrały się do lokalnej kawiarni, która od jakiegoś czasu była stałym miejscem ich spotkań. Z racji tego, że było piątkowe popołudnie, w lokalu było dość tłoczno i głośno, co zapewniało anonimowość.
Dziewczyny siedziały przy niewielkim stoliku, na którym stały dwa zamówione napoje: czarna kawa oraz gorąca czekolada. Pieszczocha w ciszy bawiła się prawie pustą filiżanką, obracając ja na małym talerzyku.
– To kiedy zamierzasz powiedzieć mi o tym, co cię trapi? – Ana przerwała ciszę i spojrzała na towarzyszkę przeszywającym wzrokiem.
– Nawet nie wiem, co mam mówić. Orzeł kazał mi tu przyjść. Powiedział, że dobrze zrobi mi przerwa i zmiana środowiska. Że powinnam skupić się też na innych aspektach życia, a nie ciągle zadręczać zespołem.
– I ma rację. Więc mniej więcej wiemy już, gdzie leży problem. Słuchaj, rozumiem, że Furteca jest dla ciebie bardzo ważna, ale nie możesz przejmować się aż tak bardzo, bo inna osoba postanowiła zmienić plany.
– Łatwo ci mówić. Zobacz, że zespół to grupa. Gdy kogoś zaczyna brakować, całość słabnie. Nie da się grać w zespole bez innych osób.
– Wciąż są inne osoby.
– No są, ale one nie zastąpią tych, które zrezygnowały. Te, które są, mają własną rolę, ich też nikt nie zastąpi. – Pieszczocha dalej obracała filiżankę, aż w końcu dźwięk odbijających się o siebie naczyń zirytował Ane, przez co położyła dłoń na przedramieniu koleżanki, by je unieruchomić. Ta natychmiastowo spojrzała jej w oczy.
– Możesz mi nie wierzyć, ale rozumiem, że muzyka jest całym Twoim życiem. Ale nawet w najlepszych zespołach zdarzały się zmiany składu. Nawet kilkukrotnie. Na pewno sama o tym doskonale wiesz. – Gdy dziewczyna próbowała odpowiedzieć, Ana przyłożyła palec do jej ust. – Nic na razie nie mów. Zastanów się. Jak wiele straciłaby scena muzyczna, gdyby grupy upadały, zamiast po prostu szukać nowych członków? Poza tym odejście kogoś ze składu nie oznacza, że ta osoba przepada i nie będzie z nią kontaktu. Wierzę, że wciąż będziecie się dogadywać i spędzać czas. Po prostu w inny sposób.
Pieszczocha milczała chwilę, po czym wbiła wzrok w kolana. Sprawnie ukrywała emocje, przez co trudno było je odczytać. Cisza przeciągała się, więc Ana zaczęła czuć lekki niepokój. W końcu padła wyczekiwana odpowiedź:
– Dobra. Powinnam skupić się na tych, co zostali. I na sobie. Wciąż możemy wiele osiągnąć. Niech te ostatnie wydarzenia będą tylko próbą wytrwałości.
– I to mi się podoba. – Ana uniosła jeden kącik ust w zadowoleniu.
– Więc… Co teraz?
– To znaczy?
– Skoro motywacyjne gadki mamy już za sobą, to można zastanowić się, jak spędzimy dalszą część dnia. W końcu zarezerwowałaś ten czas, szkoda go marnować.
– A co Ty robisz, gdy masz wolny piątkowy wieczór?
– Bo ja wiem… Pije piwo i wale w bębny?
Ana uśmiechnęła się i wywróciła oczami.
– W takim razie dziś zrobisz coś nietypowego.
Pieszczocha spojrzała na nią pytająco, ale nie doczekała się odpowiedzi. Zamiast tego Ana dopiła resztę kawy, a następnie wyciągnęła z torebki podręczne lusterko. Szybko sprawdziła, czy jej czarna szminka jest na miejscu, po czym odparła:
– No. Nie ma na co czekać. Idziemy.
Dziewczyny wsiadły do samochodu Any. Wnętrze było bardzo schludne, a w powietrzu unosił się delikatny zapach odświeżacza. Widać było, że Ana dba o swoje auto, co może kłóciło się nieco ze stereotypem zabieganego dziennikarza, którzy rozrzuca swoje notatki i papierowe kubki po kawie. Pieszczocha zawsze była pod wrażeniem elegancji swojej koleżanki. Powodowało to wręcz pewnego rodzaju wstyd – przy niej czuła się kompletnie nieogarnięta, by nie powiedzieć, że dziecinna. Mimo że były praktycznie w identycznym wieku, czasem miało się wrażenie, że jest to relacja zbuntowanej nastolatki i ułożonej dojrzałej kobiety.
– Powiesz mi, gdzie się wybieramy? Teoretycznie jest szansa, że chcesz mnie gdzieś wywieźć i się mnie pozbyć na dobre.
– Nawet gdyby tak było, to przecież bym ci o tym nie powiedziała. – Ana odpowiedziała bez patrzenia na towarzyszkę. Odpaliła silnik i wyjechała z parkingu spod kawiarni.
Z radia samochodowego rozbrzmiały pierwsze nuty utworu „Dream” od Amaranthe. Pieszczocha uśmiechnęła się z ledwo słyszalnym prychnięciem. Bawiło ją niezmiernie to, że w tym momencie osoba, która nie znała jej koleżanki, zapewne strzeliłaby, że ta słucha muzyki klasycznej. Pozory jednak były naprawdę mylące.
* * *
Jechały chwilę, jedna wpatrzona przed siebie, co oczywiście było rozsądnym wyborem, jeśli chodzi o prowadzenie pojazdu, druga, nieco zamyślona, zerkająca na przesuwający się obraz za oknem.
– Masz czasem wrażenie, że jesteś strasznie samotna? – mruknęła Pieszczocha wciąż skierowana w stronę bocznej szyby.
– Każdy czasem tak ma, to normalne.
– Rodzice zawsze gadali, że powinnam znaleźć normalną pracę, ustatkować się, złapać jakiegoś chłopa i żyć jak normalna – ostatnie słowa podkreśliła – kobieta w moim wieku. Tylko czy serio takie życie potem jest naprawdę szczęśliwe?
– Nie mam dzieci, to pewnie nie pasuję do wizji typowej osoby koło 30. Ale na fakt stałej pracy nie narzekam.
– Bywa, że się martwię, że inni nie czują takiej pasji jak ja i w końcu dadzą spokój z dziecinnymi marzeniami, odejdą z zespołu i zajmą się budowaniem domu, robieniem dzieci i takie tam.
Z racji tego, że nie padła żadna odpowiedź, Pieszczocha nieco zmieniła temat.
– Tak poza tym, jak ci się układa w relacjach? Zawsze tylko mówisz o pracy. A poza nią masz kogoś bliskiego?
Ana zacisnęła usta, a jedna z jej brwi zaczęła delikatnie drgać. Pomalowane na czarno paznokcie lekko wbiły się w kierownicę. Jej towarzyszka nie zauważyła tego, ponieważ akurat patrzyła się w okno.
– Och, dojechałyśmy. Zobacz, oto niespodzianka – wypaliła zupełnie innym tonem, jakby zadane przed chwilą pytanie nigdy nie istniało.
Pieszczocha oderwała się od szyby i spojrzała na budynek, obok którego zaparkowały.
– Galeria handlowa? Serio?
– Trzeba ci kupić jakieś ładne ubrania, byś nie wyglądała jak bezdomna.
– Spadaj. – Pieszczocha szturchnęła Anę łokciem śmiejąc się przy tym.
– A tak na poważnie, to pomyślałam, że pochodzenie po sklepach, oglądanie książek, płyt i innych dupereli, dobrze ci zrobi.
– Tylko żadnego przymierzania sukienek i szpilek.
– Słowo harcerza – Ana zrobiła teatralną minę i położyła dłoń na piersi.
* * *
Wieczorem Ana weszła do domu, zatrzasnęła na szybko drzwi i nie zdejmując wierzchniej odzieży, poszła do salonu. Usiadła w fotelu, po czym z ulgą zdjęła szpilki ze zmęczonych stóp. Rzuciła je gdzieś obok. Westchnęła. Siedziała tak chwilę, po czym wstała i delikatnym krokiem skierowała się do barku. Nie miała zwyczaju pić w samotności, jednak dziś zrobiła wyjątek. Padło na czerwone wytrawne wino, zdaje się te, które dostała kiedyś w prezencie na urodziny. Mimo miło spędzonego popołudnia, czuła, że mentalnie uwiera ją jakaś drzazga. Nie winiła Pieszczochy za dotknięcie w delikatny punkt. Jej koleżanka nie mogła o niczym wiedzieć. Mimo że znały się od dawna, Ana nie była zbyt wylewna w sferze osobistej. Owszem, znajomi wiedzieli, że jest sierotą, jednak jej rodzice zmarli lata temu, gdy była jeszcze dzieckiem, więc dziś nikt nie reagował na tę informację z przejęciem i żalem. Zresztą ona sama nie chciała litości i współczucia. Nie ogłaszała dookoła również faktu, że jej brat jest schorowany i nie radzi sobie w życiu. A przede wszystkim nie mówiła nikomu o tym, jakie myśli zaprzątają jej głowę, gdy siedzi samotnie wieczorem w pustym mieszkaniu, snując wizje życia, które prawdopodobnie nigdy nie będzie miało miejsca.